niedziela, 18 sierpnia 2013

Może morze, może plaża. A może rower.

Jak nie na 2 nogach, to na 2 kołach.
"Chcesz rozśmieszyć Boga? Powiedz mu o swoich planach."

W planach na lato 2013 miałam: biegać, biegać, biegać.
Miałam w planie zabiegać się do upadłego.
I owszem się nabiegałam. Po rehabilitantach z lewą nogą.

Ale już jest lepiej, po prawie 2 miesiącach kulania się na 1 nodze lub w ogóle przerwach w bieganiu, powoli wracam do regularnych biegów.
Noga prawie nie dokucza,"gęsia stopa" ucichła, jakieś drobne pozostałości jeszcze chłodzą głowę, ale chyba już będzie dobrze.
Pierwsze przebieżki odrobione i wczoraj pierwsze długie wybieganie od "samaniepamiętamkiedy" a noga w sumie nic na to.

No i "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" jak już przy przysłowiach jestem.
Pierwszym efektem ubocznym biegowej niedyspozycji jest spory komplet dedykownych  specjalnie dla mnie ćwiczeń siłowych. Widzę że działają, bo mimo przerwy w bieganiu czuję że nogi są mocniejsze. I o dziwo, przestałam uderzać kolanem o kolano podczas biegu. CUD! ;-)


Drugi efekt uboczny- przeproszenie się z rowerem. 
Oswoiłam na 2 kółkach trochę nowych ścieżek do biegania, Ścieżek wyjątkowej urody. 
Na niektórych czułam się jak Mary w Tajemniczym Ogrodzie. 
Kilka innych wykluczyłam z powodu tragicznego podłoża.
Nie wiem kto wymyślił, żeby leśne trakty wysypywać takim okropnym tłuczniem jak na 2gim zdjęciu poniżej. Ani po tym chodzić, ani biegać, rowerem też mało komfortowo.
Już widzę swoją minę, jakbym na to okropieństwo wbiegła w Minimusach.


I chyba dzięki obserwacji pulsów z jazdy na rowerze, ułożyłam sobie coś w głowie i w końcu wykonałam wczoraj długie wybieganie z jakimś sensem.
15 km, spokojnym tempem, bez pędzenia i popadania w histerię, że wszyscy biegają szybciej. Bez kaca moralnego na koniec, że "mogłam/powinnam szybciej"
Tętno średnie 155, ciągle za wysoko ale biorąc pod uwagę, że było okropnie duszno i gorąco to nie jest źle bo w chłodniejszej temperaturze pewnie byłoby niżej 150. Następne będzie  lepsze.

Nadmiar wolnego czasu (pobożne życzenia) z powodu niemożliwości trwonienia go na bieganie, zaowocował istnym wytarzaniem się w innych życiowych przyjemnościach. Naczytałam się.  Dzięki wątkowi czytelniczemu na Bieganie.pl sięgnęłam po "Wiele demonów" Pilcha i zostałam olśniona. Uwiódł mnie realizm magiczny Sigły. Zatęskniłam za "Sklepami Cynamonowymi", Marquezem, Bułhakowem, odkopałam z dna półek i odświeżyłam  jednym okiem w międzyczasie "Flet z mandragory" Łysiaka.
Do kompletu powylegiwałam się na plaży.

Gdynia a jak na Bahama ;-), tylko brzozy zamiast palm i raptem 4 km do domu. W klapkach na rowerku da radę.
Nie takie to lato stracone. Tylko urlopu brak.

Truchcikiem bieżę pozdrowić,
Ratlerek

A kot mówi, że on tą kotkę od Łysiaka to zna osobiście. 
Cioteczna siostra, stryja dziadka Łatka z babki Mruczki strony. 
I  oni wszyscy tacy czarno-biali. 
A on jest jak twierdzi, w prostej linii po mieczu, od praprapradziadka Behemota, dlatego czarny bez skazy.

Biorąc pod uwagę skalę żarłoczności tego stworzenia, jestem w stanie w to uwierzyć. :/

A niebiegowo
Na wczorajszym 6 tym etapie Eneco Tour, Maciej Paterski 3ci.

Zd.: s24.pl/Dariusz Krzywański
Ale nie to jest smaczkiem, tylko to w jakim stylu.
Długa ucieczka i cudem uniknięte łykniecie przez peleton tuż, tuż przed samą metą. Dosłownie na ostatnich metrach. Uciekinierzy na metę wjechali z peletonem na tyłkach. Nie wiem jak im się udało, byłam pewna, że już 300 metrów przed metą  nie dadzą rady uniknąć łyknięcia przez peleton.
Dali. Piękne widowisko.