poniedziałek, 20 maja 2013

Biegiem MARSZ!!! Czyli: "Bieganie metodą Gallowaya"

Znowu coś przeczytałam o bieganiu, aby zdrową równowagę zapewnić pomiędzy gimnastyką ciała a strawą dla umysłu w tej dziedzinie.
"Bieganie metodą Gallowaya.
Ciesz się dobrym zdrowiem i doskonałą formą."
Jeff Galloway.

Metoda marszobiegania Gallowaya nie porwała mnie, ale książkę bardzo polecam.
To kompendium wiedzy podstawowej o bieganiu, napisane  w prostej formie i przystępnym językiem.
Galloway omawia rzeczy podstawowe, np:
-jak się skutecznie nawadniać na co dzień, żeby nie musieć biegać z butelką wody dystansów już całkiem sensownych.
- jak się skutecznie chłodzić podczas biegów w wysokich temperaturach.
- jak szacować swoje siły i zwiększać dystanse bez ryzyka kontuzji.
- jak wdrażać proste, bezpieczne i nie obciążające ćwiczenia szybkościowe bez zawracania sobie głowy planami biegowymi które, jednak wymagają już posiadania na koncie sporego kilometrażu.
- jak się odżywiać przed bieganiem/startem żeby uniknąć sensacji żołądkowych, lub osłabnięcia z braku energii.
Itd., itp.
Wiele prostych rad i sposobów na codzienne troski początkującego biegacza w każdym wieku.
Muszę szczerze przyznać, że czytając tę książkę zlekceważyłam ją w pierwszej chwili.
Wydała  mi się nudna, powierzchowna i męcząca.
To niestety wina typowo amerykańskiego stylu w jakim jest napisana.Przedzieranie się przez amerykańskie podręczniki "nie tylko dla orłów" to droga przez mękę, ale jak widać nie należy sądzić po pozorach bo potem trzeba będzie odszczekiwać jak Ratler teraz odszczekuje:
hau, hau, hau - każda rada Gallowaja jaką zastosowałam, zadziałała w 100%.

Niemniej jednak dodać muszę, że testowałam tylko te rady, które wydały mi się dobre dla mnie i w jakiś sposób ogólnie korespondują z moimi potrzebami i przekonaniami.
Bo np. maszerować nie zamierzam, nawet jeśli miałabym przez to biegać szybciej. Tak samo nie zamierzam uwzględniać rad z tej książki o doborze butów a rozdział z poradami dietetycznymi zwyczajnie mnie zirytował.
To jest chyba ten margines osobistych predyspozycji, przekonań, chęci i celów, którymi każdy z nas powinien się kierować na własne ryzyko.
Książkę naprawdę polecam, powinna być dołączana do każdej pary pierwszych butów biegowych początkującego biegacza.

A biegowo- no biegam, jak widać na załączonym obrazku. 

Nawet jakby biegam szybciej trochę, ale co się dziwić jak ganiam taaaakiego fajnego zajączka.


Futrzaczek mi dzielnie zajączkował po odrobieniu własnego treningu, w nadziei że zapamiętam pokazane mi leśne trasy.
Nic nie zapamietałąm, mam za dużą słabość do mężczyzn na rowerach i z tej perspektywy nie mogłam się skupić. Za to fajny czas wykręciłam (15 maja) jak na zwykły treningowy bieg po wertepach.
Człowiek ma motywację, to od razu leci prędzej.

Aktywność: 13-19 maj 2013
Między innymi dzięki schłodzeniu głowy po przetrawieniu powyższej lektury, osiągnęłam  bardzo miły stan równowagi, który pozwala mi cieszyć się bieganiem bez bólu, przemęczenia i kontuzji.
Mam wrażenie, że to dobra droga bo wykonanie mocniejszych akcentów (mniej lub bardziej zamierzonych)
nie powoduje żadnych przykrych następstw.
Nie cierpię na bóle stawów, mięśni ani nie odzywają się moje Achillesy, mimo że w przeciągu raptem 2 tygodni zafundowałam sobie :
- strat na 10 km (poprzedni odchorowałam, bolało mnie biodro i miałam zapalenie Achillesów)
- wprowadzenie  biegania w Minimusach WR10 (kocham je! biegałam w nich w tym tygodniu te 2 biegi 8 km 13 i 17 maja)
- i ostatni wyczyn jakim było przebiegnięcie wczoraj 21 kilometrów ni z gruchy ni z pietruchy.
Mistrz nawigacji po prostu się zgubił we własnym lesie mimo starań zajączka, więc co miał robić - biegł. :/

I biegiem pozdrawiam
Ratlerek

A kot mówi chichocząc pod wąsem: run Ratler, run!


Niebiegowo. Tradycyjnie.
Na 15tym, morderczym, górskim, mokrym i zimnym etapie Giro d'Italia, z Cesana Torinese do Col du Galibier, Przemek Niemiec trzeci, Rafał Majka czwarty.
W klasyfikacji ogólnej Przemek na miejscu 6, Rafał na 8.
Chyba wyślę chłopakom maila z propozycją adopcji. ;)
Przemek Niemiec tuż przed metą.







5 komentarzy:

  1. Opcja półmaratonu ze zgubienia powinna wejść do Twojej osobistej książki Bieganie metodą ratlerczą ;-). I super, że minimusy się sprawdzają - daj jakieś foty nastopne :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. No koniecznie dam zdjęcia, bo je kocham po prostu.
    Tylko żebym nie była jeszcze taka leniwa.

    Półmaraton z zaskoczenia- no kurde czad. Nie sądziłam że jestem w stanie już tyle przebiec na raz i jeszcze bez żadnego dopajania i odżywiania w trakcie.
    A doleciałam (+ doszłam dodatkowe kilka km :/) w dobrej formie tylko głodna już bardzo byłam i mocno zakurzona. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No a gdzie recenzja i fotki tych Minimusów, co? Będzie jak ze storczykami? ;)
    Kurcze, jakoś mnie do takich lektur nie ciągnie. Mam wrażenie, że by usnęło po 3 stronach. Jak to czytać? W podróży? Do poduszki? Choć przyznam, że takie kompendium wiedzy (szczególnie jak się chronić przed kontuzjami) to by mi się przydało.

    A w ogóle to zazdroszczę towarzystwa do biegania. Fajnie z takim przewodnikiem śmigać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja prosiak jestem. Obiecałam i nie robię.
      W weekend powstanie wpis o storczykach. :-)

      Czytam takie książki przy jedzeniu i w wannie. Ale u mnie czytanie w takich okolicznościach to odruch kompulsywny- jak nie mam książki to czytam etykietki od kosmetyków, składy jedzenia, cokolwiek. :/

      Zajączkowi przekażę, że jest fajny. :P

      Usuń
    2. Pokaż go od przodu to może więcej komplementów zbierze ;)

      Usuń