czwartek, 30 listopada 2017

Chorał czasów zarazy - Gdańsk, 30.11.2017

Zawlekłam męża* po pracy, na chorał gregoriański. 

12 utworów wykonanych w rycie krzyżackim przez Scholae Gregorianae Gedanensis
w Kościele Świętej Trójcy w Gdańsku.
40 minut śpiewu i recytacji opisujących starotestamentowy czas od stworzenia świata i człowieka do zabójstwa Abla.

Przejmujące w swej prostocie.


Ze strony organizatora:

"Wybrane do wykonania utwory pochodzą z dwóch manuskryptów – (...). Są to części brewiarzowe i mszalne, głównie responsoria do tekstów starotestamentowych, pochodzących z Księgi Rodzaju, przeznaczone na pierwszą niedzielę przedpościa. Responsoria przywołują historię  stworzenia świata  i człowieka oraz dzieje jego upadku. W ten sposób chorałowy obraz początku świata dopełnia dzieło Memlinga  obrazujące w sugestywny i przejmujący sposób apokaliptyczną wizję jego końca."

R.

Kot mruczy burdonem minorowy ton.


*A że mąż jest najlepszym mężem na świecie, dał się zawlec i towarzyszył cierpliwie.

czwartek, 26 października 2017

Ogólnoświatowy Dzień MAKARONU - 25.10.2017.

Fanką makaronu nie jestem.
Wolę ziemniaki, banany, żytni chleb, owsiankę, kasze, albo marchewkę z groszkiem i zasmażką.
Ale honor oddać trzeba, makaron korzyści przed treningowe ma niezaprzeczalne.

Daje MOC wręcz eksplozywną!


Więc z okazji święta onego,
wymysłu chińskiego
(makaronu nie wymyślili Włosi, tylko jak chyba wszystko inne, Chińczycy)
zjadłam michę makaronu,
poszłam na trening,
wróciłam,
zjadłam resztę bo pójdę też jutro,
więc niech idzie w glikogen.

I zaliczone. 

Na szybkość i siłę,
smacznego!

A kot mówi, że super ale on nie toleruje glutenu.
Szkoda, od glutenu rosną mięśnie.

środa, 25 października 2017

Piwo dyniowe - Toruń 21-23.10.2017

Zamiast co weekendowego bloku treningowego:
piątek: crossfit lub w wersji lajtowej: ABT + pilates
sobota: TBC i/lub stretching
niedziela: trening funkcjonalny (+ czasem TBC na dobicie) + stretching,
uciekliśmy do Torunia.
Na nieróbstwo, piwo i szwendanie się po starówce.


Gospoda Pod Modrym Fartuchem / Krajina Piva,
Rynek Nowomiejski.




I stały punkt odwiedzin: Jan Olbracht Browar Staromiejski
ul. Szczytna
Oprócz standardów Olbrachta,
bonus na ten miesiąc jak z Hogwartu: piwo DYNIOWE (!!!).



Trening treningiem, ale czasami warto
po prostu chwilę odpocząć.
R.

A kot pyta, że gdzie piwo śledziowe?!
Albo w wersji  fit i paleo, wołowinkowe?
Dla kotka.



Toruń na co dzień.
Magiczny.

piątek, 6 października 2017

Kawa.

Przed treningiem, po treningu.



A czasami zamiast treningu.


Z nad małej czarnej 
R.

Do kompletu kot. Aksamitny i czarny.
Jak kawa.


niedziela, 1 października 2017

Domowy gainer.

Po fit teningu, zamiast wysoko przetworzonego żarcia z proszku za milion monet, zapakowanego w
plastikowy kubeł, lepiej sobie zmiksować:


- chudy twaróg lub serek wiejski
- jakiś płyn : mleko krowie, kozie, roślinne, kefir/jogurt/maślanka lub po prostu woda.
- płatki owsiane
- banan
Opcjonalnie do smaku: kakao, cynamon, wanilia, lubiane owoce lub warzywa np. burak, lub cokolwiek smacznego, np. masło orzechowe.

Proporcje składników do ustalenia wg. własnego rozkładu BTW,
lub po prostu na zdrowy rozum, czyli "na oko".

Dodatkowo, jest to bardzo dobra kombinacja składników dla kobiet, przeciwko osteoporozie.
Połączenie nabiału z bananem, zmienia proporcje  pomiędzy wapniem a potasem, co bardzo korzystnie wpływa na przyswajalność wapnia z nabiału.

KuchenneRewolucje z R.

Kot mówi, żeby do smaku koniecznie dodać śledzia. 
Mniam!

poniedziałek, 18 września 2017

niedziela, 17 września 2017

Jestem jak...

Do tyłka na stałe mam przyklejony samochód.
Do nosa monitor.
Do do ucha telefon.
Podróżuję do wskazań nawigacji satelitarnej.
Żyję według elektronicznie odmierzanego czasu.
Legitymuję się numerami.
Czytam e-booki, piszę na klawiaturze, przechowuję w chmurze.
Gotuję bez ognia, piorę bez zamaczania rąk, okna myję karcherem.
Wszystko to ze sobą i ze mną spięte jest kilometrami kabli z milionem niekompatybilnych do niczego wtyczek i podłączone do prądu i siebie nawzajem.
Patrzę przez soczewki korekcyjne, w zębie mam metalowy implant.
Na twarzy, włosach i paznokciach noszę warstwę kolorowych farbek i emalii.
Jestem jak Transformers.

Technologiczna
R.

Kot burczy jak silnik diesla.

poniedziałek, 11 września 2017

Jeden milion czekoladowych kalorii...

... na osłodę paskudnego poniedziałku.

Bez szczypania się: dużo kakao i czekolady + masło, cukier, orzechy, skórka pomarańczowa
i trochę słodkiego uśmiechu jesieni, czyli gruszek. 
Żadnych półśrodków.


- 10 płaskich łyżek cukru
- 120 gr miękkiego masła
- 3 jajka
- 10 płaskich łyżek mąki
- 2 łyżki czubate kakao
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta wanilii
- łyżeczka drobnej, suszonej (Kamis ma suszoną) skórki pomarańczowej 
- duża szczypta cynamonu
- 1 tabliczka czekolady mlecznej z orzechami, drobno posiekana
- 2-3 dojrzałe gruszki, obrane i pokrojone w 8-ki.

Nastawić piekarnik na 180 st.
W mikserze utrzeć masło z 8 łyżkami cukru na puszysto,  nadal miksując dodać jajka po jednym,
potem przesianą z kakao, cynamonem, wanilią i proszkiem mąkę. Do ubitego na gładko ciasta wmieszać łyżką skórkę pomarańczową i posiekaną czekoladę, wyłożyć na płaską blaszkę, taką np. jak do tarty.
Na wierzchu ułożyć cząstki obranych gruszek, posypać resztą cukru.
Piec około 40-45 minut.
I już.

R.

Kot mówi smacznego, bo co na zimę się ofutrzy, to na wiosnę wylinieje.
Osobiście bardziej wierzę w interwały niż wiosnę,
ale niech kotu będzie.







sobota, 9 września 2017

Co mi jest?

Pada, leje, zimno, wieje.
Treningi w kratkę.

Ilustracja autorstwa: Marta Frej.

I grypa na dokładkę.
R.

Kot się ofutrzył i zaokrąglił wyrażnie. Chyba już na zimę.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Pranie ubrań sportowych.

Pranie ubrań sportowych w pigułce:

Po pierwsze i najważniejsze: przed praniem należy zapoznać się z zaleceniami umieszczonymi na metce!

Jak NIE prać ubrań sportowych:
- Nie prać w temp powyżej 30 stC.
- Nie prać w proszkach do prania.
Proszki bardzo szybko i nieodwracalnie niszczą właściwości  tkanin Gore Tex i tego typu, ubrań softshell, windstopper  i zdolność odprowadzania wilgoci od ciała zwykłych ubrań sportowych.
Słabo się rozpuszczają i wypłukują zwłaszcza w temp poniżej 40stC co nie tylko niszczy włókna w materiałach i zakleja membrany, ale i może powodować u alergików i wrażliwców wystąpienie/zaostrzenie się objawów skórnych, AZS, powstawanie wysypek i podrażnień.
-Nie używać płynów do płukania/zmiękczających.
Płyny zmiękczające niszczą strukturę tkanin technicznych.
Dodatkowo, pozostałość płynów zapachowych w tkaninie po połączeniu się z potem, zaczyna wyjątkowo nieprzyjemnie śmierdzieć. 
- Nie używać wybielaczy/odplamiaczy - niszczą strukturę  materiałów technicznych.
- Nie wirować ubrań softshell, windstoopper, z Gore-Tex.
- Nie suszyć w suszarkach.
- Nie suszyć na rozgrzanych  kaloryferach i w ich pobliżu.
- Nie prasować.

Pranie ubrań sportowych i polaru:
- Ubrania sportowe  należy prać jak najszybciej po każdym użyciu (dotyczy to _zwłaszcza_ ubrań używanych bezpośrednio bez bielizny: spodenek kolarskich z pieluchą, szortów ze zintegrowaną bielizną, topów ze zintegrowanym stanikiem, bielizny sportowej/używanej do sportu oraz  potówek, koszulek, innych przylegających bezpośrednio do ciała)
- polary , spodenki rowerowe, szorty z wbudowaną bielizną należy odwrócić na lewą stronę, w polarach zasunąć zamki, zapiać rzepy. W damskich topach sportowych jeśli jest taka możliwość, wyjąć z miseczek gąbki i prać je i suszyć osobno- to ochroni je przed zniekształceniami i trwałymi zagnieceniami.
- Drobniejsze/delikatniejsze ubrania zabezpieczyć w  worku do prania.
- Prać w temperaturze max. 30stC .
- Zwykłe ubrania sportowe, najlepiej prać w płynach  dedykowanych do ubrań sportowych. Np.: Perwoll Sport, Domol Sport, Dr Reiner Płyn do odzieży sportowej, BIL Sport Activ  itp. Jest ich coraz szerszy wybór.
- Do płukania warto wlać około 1/4 szklanki octu. Zwłaszcza jeśli ubrania są bardzo przepocone lub leżały jakiś czas czekając na pranie.
Ocet usunie nawet mocno wżarte  w ubrania wszelkie  "smrody potreningowe" i zdezynfekuje. 
Nie zlepia włókien, nie obniża właściwości oddychających, zapach octu wietrzeje bez śladu w trakcie suszenia, i kluczowe:  nie pozostaje w tkaninie jak płyny do płukania więc nie łączy się z potem i nie wzmaga zapachu potu podczas użytkowania ubrań.
- Suszyć w cieniu, w przewiewnym miejscu.

Pranie ubrań z Gore-Texu i typu softshell, windstopper:
Przed praniem tego typu ubrań, należy usunąć z dozownika pralki pozostałości innych środków piorących, zwłaszcza proszków. 
- Ubrania tego typu należy prać w specjalistycznych płynach produkowanych na bazie mydła, przeznaczonych docelowo do tego typu tkanin.
Np. w płynie:  Tech Wash Nikwax czy Mountval Wash & Care.
Lub po prostu w płatkach mydlanych po ich dokładnym rozpuszczeniu.
- Po praniu tego typu  ubrania,  należy zakonserwować odpowiednim do tego specyfikiem (np. środkiem do impregnacji  Tech Wash Nikwax). To nie tylko przedłuża  ale i  odnawia ich specyficzne właściwości.


Buty/pranie.
- Klasyczne buty sportowe - bieganie/fitness (nie  specjalistyczne obuwie trekingowe/wspinaczkowe/inne), można wrzucić po prostu do pralki na 30 stC i prać jak zwykłe ubrania sportowe.
- Buty używane na zewnątrz, przed praniem wytrzepać i wypłukać z piachu/błota, oczyścić podeszwy  z kamyków.
- Jeśli jest taka możliwość, warto wyjąć z butów  wkładki i rozsznurować buty, żeby i buty i wkładki lepiej się wyprały.
- Buty i wyjęte z nich elementy należy  zabezpieczyć w  worku do prania. Są już dostępne worki do prania butów, odpowiednio nieduże na 1 parę butów, od zewnątrz zaopatrzone w "odbojniki" z pianki.
Osobiście uważam, że to przerost formy nad treścią, buty sportowe są przystosowane do znoszenia  przeciążeń i temperatur o wiele większych niż pranie w 30 stC.  To że producenci "nie polecają", jest zwykłym zabezpieczeniem się przed irracjonalnymi  próbami wyłudzeń odszkodowań/zwrotu kosztów zakupu, jak przysłowiowe już  informacje na  kawie kupowanej na gorąco, że kawa jest gorąca.
1 kilometr biegu to około 900-1000 solidnych uderzeń butami o ziemię/asfalt w upały rozgrzany  do o wiele wyższej temperatury niż 30stC/ostre kamienie/moczenie ich w błocie, kałużach, śnieżnej brei zasypanej solą, a ludzki pot jest dużo bardziej żrący niż standardowe płyny do prania.
Swoje buty sportowe piorę z wirowaniem regularnie i nawet po kilkunastu! praniach, nie widać żadnych negatywnych efektów. Dużo gorzej prezentowały się buty nie prane.

Odświeżanie butów sportowych  bez prania.
- W przypadku  intensywnego zapocenia a niechęci do prania butów (wciąż pokutuje niechęć przed praniem klasycznych butów sportowych, pochodząca chyba jeszcze z czasów obuwia skórzanego/materiałowego) najlepiej sprawdza się soda oczyszczona*.
Sodę oczyszczoną należy wsypać do buta i pozostawić na minimum kilkanaście godzin.
Po tym czasie sodę wysypać a buty dokładnie z niej wytrzepać.
Soda usunie zapach i zdezynfekuje.
- Buty wyczesać czystą szczotką do butów z zabrudzeń.
- Jasne podeszwy doskonale czyści "magiczna gąbka", do kupienia np. w sieci Rossmann.

*Soda oczyszczona jest dostępna w sprzedaży w dużych opakowaniach od 0,5 kg na działach z chemią domową.

Szoppracz
R.


Kot mówi, że zamiast parnia, on zaleca dokładne wylizywanie.
Może i faktycznie bardziej eko i fit, ale osobiście nie polecam.


niedziela, 30 lipca 2017

8x20/10

Leżę bez tchu,
plackiem w kałuży własnego potu rozbryzganego w obrębie metra na wszystkie strony.
W głowie huk, w sercu łomot, w płucach ogień.
Mięśnie trzęsą się spazmatycznie.
Oczy zalane piekącym potem.
Temperatura ciała grozi ugotowaniem mózgu.
Gdzieś zgubiłam gumkę do włosów i spinki mi powypadały.
Próbuję odetchnąć żeby pozbyć się mroczków z przed oczu, ale w powietrzu jest więcej potu niż tlenu.
READY / SET / GO!
Podrywam się, do dalszego poniewierania się szaleńczymi interwałami.


To nie tortury, kamieniołomy ani rzeźnia.
Spokojnie.
To tylko tabata.

Pozdrawiam.
R

Kot też ćwiczy w rytm tabaty. Zaczyna intensywnie odpoczywać, podczas każdych dziesięciu sekund przerwy między setami.

sobota, 29 lipca 2017

LIPIEC 2017

 Leje, pada, pada, pada, mży, leje, leje, pada, leje, siąpi, pada, dżdży, pada, pada, leje...
20stC to upał wręcz niebywały.


Najlepsi przyjaciele człowieka w lipcu 2017. Kaloszki.
R.

Kot jak nigdy zgodliwy, sytuacja taka, że kalosz najlepszym przyjacielem także kota.

sobota, 22 lipca 2017

Odczep się, sama rosnę.

Przydomowe zielsko, żyje własnym życiem i ma jakieś własne plany.
Czasami myślę, że celem jest przejęcie władzy na wyłączność.


Ale póki jeszcze daje się jakoś wejść do domu, niech się panoszy.


R.

A kot mówi, że on nic nie mówi, ale strach się bać.

sobota, 15 lipca 2017

To był udany dzień!

Moje prawie dorosłe dziecko miało świetny dzień!
Wprawdzie pobyt na treningu skończył się telefonem z bekiem do mamusi.
A potem dzikim rajdem przez miasto na pogotowie.
Gdzie po kilku godzinach badania, ostrzykiwania w tyłek ketonalem, z bólem, sińcami, kulawizną i kilkoma dziórami w powłoce wierzchniej, zaproponowało doktorowi wspólne zdjęcie na fejsbunia.
W ogólnym rozrachunku bardzo udany dzień.
Udało się nie wybić sobie żadnego zęba, ani nawet nie złamać nosa.
Pełen sukces. Oby tak dalej.


Bożedopomóż.
R

Kot też miał świetny dzień. Jak zwykle został pilnować domu.

piątek, 14 lipca 2017

Na kota jak na Zawiszę!

Na kota zawsze można liczyć!
Że jak człowiek już nie może, to kot sam z siebie całkiem nieproszony, weźmie i pomoże.



Co poradzić. Pozostaje docenić.
R

Kot mówi, że stare chińskie przysłowie mówi, że ponad czyny liczą się intencje.



poniedziałek, 10 lipca 2017

Prawa Murphy'ego.

Masażyści, rehabilitanci, osteopaci i reszta,
ZAWSZE !!!
akurat wyjechali na 3 tygodnie urlopu, jak człowiekowi na treningu właśnie coś gdzieś strzeliło, urwało się,  naciągnęło a w plecy wlazło lumbago.

Normalka.
Pochodzę sobie na Pilates. A przez te 3 tygodnie zanim oni wrócą, samo się wygoi.

R.

Kot też wyszedł na wakacje. Na taras. Wraca tak średnio 50 razy na dobę  zaraz po wyjściu.

czwartek, 22 czerwca 2017

Pierwszy dzień lata 2017

Aromat pierwszego dnia lata zamykam w słoikach.

Syrop z kwiatów czarnego bzu:
- 40 dorodnych baldachów kwiatów czarnego bzu
- 5 cytryn
- 1 do 2 kg cukru brązowego
- kilka goździków
- 2 litry wody

Kwiaty odciąć od łodyżek, zalać wrzątkiem.
Odstawić na 12 godzin.
Odcedzić, dodać sok z cytryn, goździki, cukier.
Zagotować.
Gorący syrop rozlać do słoików, zakręcić , odwrócić do ostygnięcia, nie wekować.
Przechowywać w ciemnym miejscu.

W upały doskonały po treningu w formie lemoniady:  rozcieńczony gazowną wodą z plasterkami cytryny.
Zimą do gorącej, malinowej  herbatki, po sportach na śniegu.

R.

Kot cały żółty od kwiatowego pyłku, też pomagał. Mrucząc kwiatom w garze, senne kołysanki.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Barki.

Moje ucho igielne.
Genetycznie nie miałam tam chyba nawet jednego włókna mięśniowego.
To co wypracowałam, to wynik potu, łez, mnóstwa niewybrednych przekleństw i tony pretensji do losu/instruktorów/życia/sztangi (że za ciężka i że w ogóle i po co to).
No ale bez barków się nie da.
Więc trzeba.

Pozdrawiam,
R.

A kot mówi, żebym  się cieszyła lepiej, że nie mam ogona. 
Trening barków to NIC, trening ogona to dopiero COŚ!


wtorek, 23 maja 2017

Poetycznie.

Crossfit* zaczyna się w piątek późno wieczorem o głupiej godzinie.
Ma to swoje skutki umysłowe, objawiające się poezją przedtreningowo-refleksyjną.
Próbka okrojona, czyli nie tylko dla 18+

"nie mogę ćwiczyć dobrze, bo boli mnie noga w biodrze" (tak, to moje)
"nie mogę ćwiczyć z rana, bo bolą mnie oba kolana"
"nie mogę ćwiczyć z wieczora, bo nie jest to dobra pora"
"jakieś dzisiaj ciśnienie jest..." (? też nie zrozumiałam kolegi, ale ładunek emocjonalny wypowiedzi był porażający. Jakby do nas Ś.P. Holoubek przemówił z wysokości.)
"nie mogę ćwiczyć w piątek, bo piątek weekendu początek"
"nie mogę ćwiczyć w niedziele, bo z rodziną siedzę w kościele"
"poniedziałek... dzień konia" (kolega od ciśnienia.)
"ja nie mogę, znowu ta padaka" (koleżanka. miała na myśli tabatę)
"nie mogę ćwiczyć w wakacje, bo znam lepsze atrakcje"
"nie mogę ćwiczyć w południe, bo d. mi od tego chudnie" 
"nie mogę ćwiczyć latem, bo idę na ryby z tatem"

A potem wpada na bramę trenejro-instruktojro, niczego nieświadomy, szczęśliwy jak ogórek na wiosnę i radośnie wydziera na nas pysk.

I po poezji.
I po wymówkach.
Nie ma, że boli, że jest ciśnienie, piątek, lato, zima.

Refleksyjnie pozdrawiam,
(ipocojatosobierobięwpiątekwieczorem?)
R.

Kocia poezja na temat:
"jestem piękny, jestem boski, 
nie trenuję, więc beztroski"


* spoko, żenująca prawdziwych krossfiterów wersja klubowa, taka "nie tylko dla koksów".

poniedziałek, 22 maja 2017

21 maja 2017- warsztaty jogi: rozciąganie przedniej i tylnej taśmy powięziowej..

Pójść na 6-cio godzinne warsztaty jogi i nie przyznać się:
-że nigdzie się nie praktykuje,
-że na zajęciach jogi było się raz w życiu jakieś 3 lata temu,
-że uważa się sekwencje jogi na yt za wygodne, bo podane na tacy układy stretchingu potreningowego
potrafię chyba tylko ja uzbrojona w moją wrodzoną beztroskę.
Nikt nie zapytał, więc się nie rwałam przed szereg z wywnętrznianiem się.
Kazali zrobić mostek, zrobiłam.
Kazali robić świecę, zrobiłam.
Kazali stanąć na głowie, stanęłam.
Kazali zatkać placami uszy, oczy, kąciki ust i robić "ommmmm", robiłam. Choć to akurat nie wiem po co, bo jakoś nie powiedzieli. Pewnie założyli, że wszyscy wiedzą.

Po wszystkim zjadłam burgera z toną majonezu i wypiłam kawkę z 3 paczkami cukru w pobliskim BurgerKingu.

Jutro sobie dołoję na sztangach, tak dla równowagi cielesno-duchowej, żeby sobie nie wyobrażać za wiele i zapobiec uderzeniu sodówki do głowy.
R.

Jogokot mówi: Ommmmmmmmmmmmmmmmm....




piątek, 12 maja 2017

9-10 maja 2017

A myślałam, że śnieg w kwietniu to koniec świata.


Czekając na wiosnę, pozdrawiam.
R.

Kot w milczeniu, wygrzewa futro przy kaloryferze.

środa, 10 maja 2017

Bieszczady 2017 (29.04 - 07.05.2017)

Bieszczady tej wiosny,
miały zaskakująco przykry smak chininy z błotem.

Nie żeby z Bieszczadami było coś nie tak.
Ot, życie.


Refleksyjnie pozdrawiam,
Ratlerek 45

Kot mądrala
 jak zwykle został pilnować domu.

Dziewczyny z fitnesu.


Stoję na sali 5 minut przed zajęciami, rozglądam się po "dziewczynach z fitnessu".
Pełna sala bab, gwar jak na jarmarku. Śmiechy, szepty, ploty na cały głos, wymiana informacji o wszystkim (i wszystkich) .
Zerkam  kto się ustawił obok mnie.

1.
Moja "konkurentka".
Szczupła, piękna dziewczyna o figurze klepsydry, której jej zazdroszczę aż zgrzytam zębami. 
Żadna się nie przyzna, ale trochę ze sobą rywalizujemy.
Jesteśmy w podobnym wieku, podobnie silne, ale nasza siła rozkłada się zupełnie inaczej.
Ja więcej dźwignę w martwym, ona mnie osłabia tym ile bierze na przysiady.
Ta kobieta chyba ma stal w udach a nie mięśnie.
Ja lepiej znoszę długie cardio (się biegało nie? ;) ), ona mnie zagina dynamiką.
Jedna zerka na drugą , napędzamy się, gonimy.
Czasami pogadamy o babskich troskach.
Lubi sobie ponarzekać na synów.
Najstarszy prawie pełnoletni, "nie będzie fikał z babami"   przychodzi do klubu z mamą, ale idzie na siłownię.

2.
Nadal nie wiem jak ma na imię. Cicha, nieśmiała, drobna dziewczyna.
Na głowie szalone loki, świetliste oczy i wrażliwa, mądra twarz.
Karnie stawia się na każde zajęcia. Nie przepuści.
Od początku kojarzy mi się z  "Mamą Borejko".
Dziś cała  uśmiechnięta, nawet się rozgadała jak nie ona: opowiada, że wyjdzie 10 minut wcześniej z zajęć bo przyjeżdżają dzieci z wnukami. Chce zdążyć ogarnąć się, włosy ułożyć a nie "taka spocona" ich przyjmować.

3.
To się chyba nazywa "rycząca 50tka"
Goły brzuszek i oględnie mówiąc, bardzo kobiece kształty.
Burza blond włosów i wieczne spóźnianie się na wszytko.
Jak się ustawiamy na sali, to od razu przygotowujemy dla niej miejscówkę.
Na bank wpadnie za 10-15 minut. Spóźnialska, ale wystarczy że się uśmiechnie i po problemie. Jakby ktoś słońce na sali zapalił.
Nie wygląda, ale jak już złapie za ciężary, nie ma mocnych.
W wyciskaniu z chichotem wymiata większość panów.
Widzieć wtedy ich miny.... bezcenne.

4.
Młoda.
Ona nie przychodzi do klubu, ona w nim już chyba mieszka.
Ponoć pracuje, ponoć coś studiuje. Ale kiedy?
Nie wiem. Bo jak jej nie ma na zajęciach grupowych, to jest na siłowni, jak jej nie ma na siłowni to  zadeptuje bieżnię, jak ją wygonią z bieżni, to idzie na cycling.
A jak już sam nie wie co jeszcze ze sobą zrobić, to bierze matę i idzie robić brzuchy.

Cała reszta, pełna sala, każda inna. Młodsze i starsze, grubsze i chudsze.
Takie które są tu "od zawsze" i te co są po raz pierwszy, piąty, od czasu do czasu.
Oto my: dziewczyny z fitnessu.
Po przekroczeniu progu klubu zostawiamy wiek, zmarszczki, powagę, codzienne troski i dzielące nas różnice  za drzwiami.
Zakładamy kolorowe legginsy, sportowe buty i obcisłe koszulki  i na ten krótki czas, wszystkie jesteśmy "dziewczynami z fitnessu".
Bo dziewczyna z fitnessu, to dziewczyna z fitnessu, nawet jeśli ma już wnuki.

Pozdrawiam i zapraszam,
Ratlerek.

Kot milczy dyplomatycznie.
Boi się że zapytam, kto zjadł zdjęcia dziewczyn z fitnessu.