sobota, 25 maja 2013

Storczykomania, UWAGA! schorzenie zaraźliwe i nawracające.

"Felek"
Czyli jak Ratler hodowcą sałaty został.

Historia jest krótka, kilka lat temu, siostra podarowała mi w prezencie gwiazdkowym storczyka.
Najzwyklejszą krzyżówkę Phalaenopsisa.
Po prostu bielutkiego, w pełnym rozkwicie.
Bardzo mnie ten prezent ucieszył bo kwiatuszek był śliczny a prezent dość niebanalny, wyszukałam mu najodpowiedniejsze miejsce na najlepsiejszym parapecie  i... czekałam końca jego dni.
Nie mam ręki do kwiatków a storczyki uchodzą za trudne w prowadzeniu. Paprotki zabijam samą swoją obecnością. Coroczna uprawa  pelargonii czy surfinii na balkonie na ogół kończy się mniejszą lub większą porażką jeszcze  przed końcem lata.
Lektura tematycznych for internetowych nie napawała mnie optymizmem.
Specjalne podlewanie, odpowiednie nawożenie,  parapet od odpowiedniej strony świata, odpowiednia wilgotność powietrza, odpowiednie naświetlenie, nie przestawiać, nie ruszać, najlepiej nie patrzeć żeby nie zauroczyć.
No cackać się trzeba jak z królewną na ziarnku grochu, albo i gorzej. Więc, cienko to widziałam.


Ale "Felek" miał się dobrze, nic sobie nie robiąc z mojego braku doświadczenia, stania na po prostu parapecie i bycia podlewanym to tak, to śmak. Nic sobie nie robił z przestawiania, szturchania, oglądania po 10 razy dziennie. Kwitł dzielnie bite 3 miesiące.
Następnego roku tuż przed Gwiazdką- znów prezentował swoje wdzięki w pełnym rozkwicie.
I tak jest do tej pory- najstarszy z moich storczyków pieszczotliwe zwany Felkiem lub Synkiem ;), niezmordowanie rok w rok, zakwita kiścią bielutkich kwiatów akurat na Boże Narodzenie.
Za oknem biały zimny śnieg, a na parapecie też biały śnieg, ale kwiatów.


Wiec dokupiłam mu braciszka, żeby nie był taki samotny. A potem kolejnego. I jeszcze jednego.
I pooooszło.
W szczytowym momencie "zarazy" na moich parapetach stało ponad 30 storczyków.
Na ogół Phalaenopsisów, ale zdarzyły się i Miltonie (niestety zdychają mi błyskawicznie),  Dendrobia, Oncidia, Kambrie.

Z czasem wypracowałam sobie własną metodę uprawy, dość daleką od oficjalnych zaleceń.
Swoje storczyki podlewam hojnie, w lato jeśli są upały nawet co 2-3 dni nie pozwalając korzeniom przesychać, zostawiam wodę w osłonkach sięgającą na około 1/2 cm w doniczkę.
Zimą  podlewanie ograniczam do 1 razu w tygodniu.
We wszystkich doniczkach wykrawam dodatkowe otwory wentylacyjne co przyśpiesza przesychanie podłoża, ale i mam wrażenie ułatwia storczykom oddychanie przez korzenie i bardzo pobudza je do wzrostu.
Najlepiej "smakuje" zieleninie woda destylowana z niewielkim dodatkiem nawozu - 1/4 lub nawet mniej zalecanej dawki, dolewanej do każdego podlewania. Mój ulubiony to nawóz do storczyków z witaminą C Agrecolu.
Storczyki najobficiej kwitną mi na oknie południowym ale ocienionym balkonem więc bez  bezpośredniego naświetlenia przez słońce, standardowo plenią się radośnie na oknach północnych.


W tym roku niestety moja "hodowla" jest mocno uszczuplona i nie prezentuje się zbyt okazale, jak to bywało w latach poprzednich. Przywlokłam do domu tarczniki i nie mogę się paskudztwa pozbyć. Wyjątkowo upierdliwy szkodnik i wyjątkowo odporny na chemię. Wiele  kwiatów musiałam zwyczajnie wyrzucić, tak były oblezione przez to paskudztwo, kilka wyzionęło ducha  w procesie trucia robactwa- samo robactwo miało się świetnie do końca.
Ale to jeszcze nie koniec wojny - nie pierwsza to i nie ostatnia. A "Felki" wbrew obiegowej opinii roślinek subtelnych i wrażliwych, to nie tylko piękni, ale i bardzo twardzi zawodnicy.
Rzekłabym nawet - nie do zdarcia. Więc pewnie damy radę, jak zwykle.


Kot mówi odpowiadając na kiedyś, gdzieś, zadane pytanie, że on sałaty nie żre.

P.S.
Jedna z zapalonych hodowczyń wyznała w ataku szczerości na forum, że ona swoim storczykom puszcza nagrania z odgłosami z dżungli amazońskiej, żeby czuły się na jej  parapetach jak u siebie w domu.
To dopiero jest PASJA!!!!
Czy ktokolwiek z Was, puszczałby swoim butom biegowym odgłosy z lasu? Ulicy? Maratonu? :)






4 komentarze:

  1. No no, 30 storczków? WOW!
    Piękne kwiaty. Ale z tego co piszesz, to u mnie by się w tydzień spaliły (okno zachodnie). Na balkonie (od tej samej strony) tylko pelargonie są w stanie przeżyć lato.
    A kot tego nie żre?

    P.S.
    Ja butom odgłosów ulicy nie puszczam. Czy to oznacza, że jestem za mało zaangażowana? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie że tak, biedne butki czują się niedopieszczone.
    Dziś postanowiłam się poprawić i wieczorem z butkami chociaż porozmawiać.

    Koty tego nie żrą (gorzej z żółwiami- żółw cichaczem zeżarł większą część przepieknego storczyka mojej koleżance), trochę dokuczały cambriom, ale to chyba dlatego że cambrie prowokowały je tymi swoimi długomi liśćmi podobnymi do przerośniętej trawy.
    Felków nie tykają.

    Storka można postawić na stoliku blisko okna z mocnym nasłonecznieniem. i będzie OK.
    U mnie dają radę na oknach wschodnich. Czasami liścia przypali, ale już bez przesady. Niech się zielsko hartuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i wreszcie napisałaś o tych swoich synkach :-D. 30 - nieeeeeźle! Ja mam cztery i mimo że ręki do kwiatów nie mam, to ze storczykami jakoś się dogadujemy - choć traktuję je mocno nie według zasad ;-). Ale i ja, i one mamy trudne charaktery i chyba stąd symbioza nam wyszła ;-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Wow! Wow! Jestem pod wielkim wrażeniem !!!

    OdpowiedzUsuń