niedziela, 15 września 2013

10km. 51 Bieg WESTERPLATTE. GDAŃSK

51 Bieg Westerplatte w Gdańsku jest najstarszym biegiem ulicznym w Polsce.
Czułam prawdziwy zaszczyt, mogąc w nim uczestniczyć.
Niestety, był dla mnie biegiem mało satysfakcjonującym.
Z jednej strony jestem zadowolona, poprawiłam swój czas na 10km o prawie 1 minutę.
Czas netto 00:54:41
Open: 1747/2816
K open 242/ 716
K 40 33/104
A z drugiej strony, jestem okropnie z siebie niezadowolona bo wiem, że "przegrałam" ten bieg już przed startem. Na własne życzenie tylko i wyłącznie w wyniku własnej niefrasobliwości.

Ale od początku.
Bieg rozpoczynał się wprawdzie o godzinie 11 ale  wstać planowałam już o 6.40 żeby na spokojnie zjeść śniadanie, przygotować się i wyjechać z domu o 8.30.
Z zapasem czasu dotrzeć na Plac Węglowy w Gdańsku, przesiąść się na spokojnie do podstawionych tam dla biegaczy autobusów i dojechać  na Westerplatte trochę po 10tej. Żeby się rozejrzeć, rozgrzać i wystartować.
Autobusy na Placu Węglowym czekające na biegaczy. :-)
Niby proste.
Niestety  zaspałam, spanikowałam, w ostatniej chwili zmieniałam plany dojazdowe.
Śniadanie z nerwów i niewyspania zjadam tylko do połowy. Zapomniałam worka na depozyt, więc zdecydowałam się nie brać ze sobą  do autobusu żadnych dodatkowych ubrań poza tym w czym planowałam biec.
Ogólna panika, że nie zdążę zaowocowała tym, że na Westerplatte byłam już nie wiadomo po co chwilę po godzinie 9. Poznałam po drodze i już na miejscu kilkoro biegaczy, ale to choć miłe, nie zmieniało mojej sytuacji. Miałam 2 godziny do startu: za cienko ubrana, niedojedzona, niewyspana i z brakiem koncepcji, co by tu ze sobą zrobić do godziny: 11.12.
Organizatorzy biegu popisali się fantastyczną precyzją. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Natomiast ja się popisałam skrajnym brakiem organizacji i umiejętności przewidywania czegokolwiek.
Skulona na ławce po daszkiem osłaniającym trochę od wiatru, jakoś dotrwałam do czasu w którym, było sens zacząć rozgrzewkę czyli w końcu przestać trząść się i szczękać zębami z zimna.
Pierwszy raz odrobiłam rozgrzewkę sumiennie, ze wszystkimi zaplanowanymi elementami i nawet rozciąganiem.
Przy okazji spotkałam w tłumie biegaczy znajomych. Bardzo sympatyczną i bardzo usportowioną parę rowerzysto-biegaczy. Pozdrawiam!!! :-)
Trasa 51 Biegu Westerplatte.

Sam start z Westerplatte był dość nijaki. Bieg zaczyna się gdzie indziej niż meta i w związku z tym nie ma kibiców, imprezy, całej tej smakowitej otoczki przedstartowej "biegowego święta", bo całe szoł odbywa się na mecie na Placu Węglowym.
Ot, przyszedł czas to się stłoczyliśmy, coś gdzieś huknęło. Tradycyjnie my "strzały i błyskawice północy" z czasami koło 50-60 minut postaliśmy, postaliśmy, potem doczłapaliśmy do bramy startowej i dopiero mogliśmy zacząć truchtać.

Biegło mi się na początku bardzo dobrze. Porządna rozgrzewka zrobiła swoje. Nie było za dużego ścisku, trasa była wygodna,  nie znałam jej więc biegło mi się  swobodnie bez  obciążenia, że "jeszcze tyle do przebiegnięcia" za to ze sporą ciekawością, którędy będę biec. Dodatkowo bardzo mnie motywował fakt, że cały czas wyprzedzałam współbiegaczy.  Byłam naprawdę dobrej myśli.
Ta sielanka trwała do wodopoju na 5 kilometrze. Złapałam butelkę i chciałam podbiec do znajomej którą wypatrzyłam jak  brała wodę i ... straciłam moc.
Nie byłam zmęczona, zdyszana, nie miałam ciężkich nóg. W dodatku byliśmy na szczycie niewielkiego podbiegu i zrobiło się z górki. Po prostu zebrałam konsekwencje ostatnich 2 tygodni: niedospania, niedojedzenia, niebiegania regularnego i wyjątkowo intensywnego stresu.
Niby wszytko było dobrze, a nie miałam z czego biec.
Tym bardziej bolesne, że na ogół to właśnie na 3-5 km rozkręcam się. Rozbieguję się, wpadam w rytm, samo się biegnie tak przynajmniej do 8km.
Jakoś się ogarnęłam, zmobilizowałam, z trudem ale wróciłam do rytmu biegu. Ale wiedziałam, że swój bieg właśnie przegrałam sama ze sobą.
Na szczęście wbiegliśmy w miasto, gdzie pojawili się kibice. To naprawdę bardzo pomaga i mobilizuje.
Zwyczajnie wstyd jest odpuścić.

Jakoś się kulałam, choć skończyło się harcowanie a zaczęła walka o utrzymanie z grupą.
Ostatni odcinek trasy prowadził po Gdańskim bruku.
Jakby mało było mi nieszczęść, to dodatkowo jakieś 2 km przed metą nieuważnie stąpnęłam na śliski pochyły krawężnik i obsunęła mi się z niego noga, bardzo boleśnie się wykręcając.
Ale wrzasnęłam sobie w duchu kilka razy przy kilku pierwszych krokach kultowe powiedzenie jednego z moich kolarskich ulubieńców Jensa Voigta: "Shut Up Legs!" i podyrdałam jakoś dalej.
Zresztą jak wiadomo każdy ratler ma 4 kończyny dolne, to jedna sprawna mniej, nie robi w tej liczbie większej różnicy.
Mimo tych wszystkich Ratlerzych nieszczęść, zachowałam trochę optymizmu. Jak widać na zdjęciu, wypatrzona i okrzyknięta przez 1/4  część Teamu Bez Kota jakieś 600 m przed metą prezentowałam się całkiem radośnie, co nawet o dziwo zyskało odbicie w tempie końcówki. Ostatnie  +/- 100 metrów zrobiłam z oszałamiającą jak na mnie prędkością koło 4.30.
Oczywiście wolałabym biegać w takim tempie całe 10km jak "normalny człowiek" ale, że to mi nie grozi, no to jak się nie ma co się lubi, to się ma chociaż te ostatnie 100 m.

A na mecie- szoł!
Wspaniale zorganizowana impreza. Masa kibiców, czirliderki, telebim na którym kibice mogli śledzić bieg, występy, konkursy, masa biegaczy upchnięta za metą ciasno jak sardynki w puszcze, dla każdego biegacza medal, woda, izotonik.
Fajna impreza jednym słowem.
Po zdjęciach z mety widać, że przekrój startujących był naprawdę imponujący.
W pierwszej kolejności na metę wjechała  "metalowa husaria" na swoich biegowych maszynach, puszczona ze startu trochę wcześniej .
Pierwsze miejsce w stawce głównej wiadomo- Kenijczyk. Henry Kemboi z czasem: 00:30:16.


Michał Czapiński z BCT TEAM wybiegał 19 miejsce w kategorii Open z czasem 00:33:14 !  Gratulacje!
Za drugim reprezentantem  BCT TEAM Andrzejem Gużem (37:41) gnała jak gazela nieduża blondyneczka w turkusowej koszulce, zwyciężczyni w kategorii kobiet biegu na 5 km "Prześcignę raka 2013"


Biegli też Żwirek, Muchomorek i Szuwarek. Panowie też chyba zaspali, ale w przeciwieństwie do zaspanego Ratlera, dobiegli w dobrych humorach.
Na mecie było tak fajnie, że następnym razem chyba sobie pokibicuję zamiast się wysilać. Tym bardziej, że bieg można sobie pooglądać na telebimie zamontowanym na budynku Opery Bałtyckiej. ;)


Medalik, jedyna wtopa organizatorów jaką zanotowałam. Paskudny jest niewyobrażalnie.


A kot mówi, że dobrze, że został domu pilnować jak zwykle, bo go od samego oglądania zdjęć z biegania nogi bolą i nawet czirliderki mu na to nie pomagają. No może trochę.


 *zdjęcia w tym wpisie: Puchaty ,Ratler

8 komentarzy:

  1. Widzę, że w Trójmieście jest wiele imprez sportowych. Tydzień temu odbyła się Cyklo Gdynia, a teraz 51 Bieg Westerplatte w Gdańsku. Gratuluję występu oraz wytrwałości w stylu Jensa Voigta! Oby przedstartowych perypeti w przyszłości było mniej. Medal nie jest taki zły. :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Medal okazałam tą lepszą stroną bo z drugiej to jest co jest (ponik)lepiej nie wnikać z czym się wszystkim kojarzy. :/
      Ogólnie to obciach trochę, przecież przy Targu Węglowym jest Gdańska ASP. Mogli wrzucić studentom zadanie na projekt, a nie takiego grzmota dawać. Wstyd.

      Niedaleko 3miasta w ostatnia niedzielę, coś w rodzaju fiesty rowerzystów na kształt KaszebeRundy- , odbył się Kociewie Kołem w Starogardzie Gdańskim. 180 km a ludzie jadą na czym się da, po drodze poczęstunki : chleb ze smalcem, nalewki, wódeczki , kawa, lemioniada, ciasta, posiłki wydawane przez Kaszubów w strojach ludowych. Muzyka , tańce i wygibańce - szał po prostu. :-)

      Usuń
  2. Ej, następnym razem zarzuć kwestię po budki na blogu - czytelnicy zadzwonią o odpowiedniej porze i obudzą :-D. Marznięcia przez tyle czasu na ławeczce nie zazdroszczę - i mam nadzieję, że wykręcona stopa już nie boli. "Shut up legs" nie znałam, ale wchodzi tym samym do arsenału broni przed narzekającym organizmem - razem z kontuzjami Scotta, co nie ;-).

    A czas super! Gratuluję! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Dzięki, już mi ciśnienie zeszło i w sumie jestem zadowolona.
      Sama nie wiem co mnie tak rozzłościło. Przecież poprawić o 1 minutę bieg na 10km to nie jest wcale mało, nawet jak się biega jak ślimak.
      Chyba to już ta pogoda i zimno na głowę mi padają.
      Już czekam kolejnego lata. :/

      Usuń
  3. Ratler masz większe foto tej blondyneczki? Interesują mnie jej buty :D czy to NIKE?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam, nie mam pojęcia w czym ona biega, na starcie jej nie wypatrzyłam, a w biegu to wiesz... nie ta liga żeby jej podeszwy oglądać chociaż.
      Ale przejrzyj zdjęcia z Biegu Westerplatte, są dostępne na MaratonyPolskie i przez google da się wyszukać różne galerie. Może gdzieś ją cyknęli z bliska i z butami.

      BTW- ale masz nicka! Czytałam "Sceny z życia Smoków" lata temu, w genialnej ilustracji Jacka Rupińskiego i do dziś pamiętam, jak ciężki jest los Żaby! :-D
      Muszę to jeszcze gdzieś mieć. Chyba że mi siostra podwędziła i na tym siedzi.

      Usuń
  4. Ja też wychowałam się na tej książce. Ba! nawet konkursy recytatorskie trzaskałam z tą prozą :) A teraz to roboczy tytuł naszego bloga :) http://seahorseslife.blogspot.com/2012/12/zaczynamy.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej nooo, tyle narzekania ale wynik cud, miód, malina. Rozumiem, że miał byc lepszy ale przypuszczam, że większość ludzi po dwóch godzinach marznięcia mogłaby się w ogóle do mety nie doczołgać :)

    OdpowiedzUsuń