sobota, 20 kwietnia 2013

Bieg "PRZEŚCIGNĘ RAKA" Gdańsk - 5 km.

Odbieram pakiet startowy.
Na niebie powiało i chmury rozgoniło. Jak zwykle z okazji stratu zawodniczki Ratlerek aura dopisała
typowa: słonecznie, zimno i wietrznie.
To już standard  moich startów, nie wiem jak się odnajdę w innych warunkach pogodowych.

W tych pięknych okolicznościach pogodowych, w  ramach akcji:  profilaktyki raka piersi "DOTKNIJ PIERSI", Akademickie Stowarzyszenie Onkologiczne zorganizowało na Gdańskiej starówce wielką akcję promocyjną, między innymi biegi uliczne na 1, 5 i 10 km.
Po "burzy mózgów" urządzonych na łonie rodziny, uległam naciskom i zapisałam się na bieg 5 km choć miałam wielką ochotę na 10tkę.
Jak zwykle się okazało, że warto słuchać starszych, czyli męża. (czasami ;-) )

Kotłowanina przedstartowa (bieg 5km) Po prawej zwyciężczyni biegu wśród kobiet, ta nieduża dziewczyna w turkusowej koszulce .
Biegi zorganizowano w samym sercu coraz piękniejszej Gdańskiej starówki. Trasa mająca początek pod fontanną Neptuna biegła ul. Długą - Długi Targ, Garbary, Ogarną, Powroźniczą.
1 pętla miała długość trochę ponad 1100 m czyli faktyczny dystans biegów był dłuższy.

Impreza została zorganizowana naprawdę świetnie.  Parę dni przed startem przyszedł na moją skrzynkę mail z dokładną rozpiską  godzin startów, instrukcją kiedy co i gdzie, załączonymi mapkami orientacyjnymi na które naniesiono trasę oraz miejsca w których usytuowano przebieralnie, biuro startowe, punkt żywieniowy.
Na miejscy wszytko się zgadzało  z opisem, obsługi było dużo, zorientowanej i dobrze rozpoznawalnej (pomarańczowe koszulki) a całość przebiegała punktualnie i sprawnie.
Jedyne co, to rozmiar koszulki okolicznościowej którą dostałam razem z pakietem startowym trochę mnie zniesmaczył. Niby S-ka a zmieściłaby 2 osoby ratlerzych rozmiarów. Trudno, biegłam nie w koszulce, będzie pamiątka na użytek domowy.
START!  Cienka mina i przerażenie w oczach.
Chwilę później już lepszy nastrój.
Zaskoczeniem dla mnie był fakt, że bieg rozgrywa się na pętlach i w dodatku należy samemu sobie liczyć okrążenia. I w tym momencie przestałam żałować, że nie biegnę na 10 km. Bo 10 kółek to już mordęga chyba i nie ze względu na długość trasy tylko na to latanie po tak małej pętli.
I jak to zapamiętać i się nie pomylić?!
Odcinek ul. Długiej, zadowolona biegaczka na tle pięknych kamieniczek.
Mnie się pomieszało dokumentnie jakoś tak na 3-4tym okrążeniu i za diabła nie wiedziałam ile jeszcze mam zrobić.
Gremlin coś tam mówił, ale ja technice nie wierzę bo kto ją tam wie jak w mojej obecności zadziała? Na ogół po prostu nie działa póki się nie oddalę dostatecznie.
Współbiegaczom uwierzyć... no ale kto wie czy im też już się nie pomieszało?
Dobrze że na straży ładu i porządku stała 1/4,  najwierniejsza część Teamu Bez Kota, która obarczona  zadaniem pstrykania zdjęć kontrolowała także przebieg startu zawodniczki Ratlerek i zapytana z nienacka, wiedziała ile jeszcze należy biec.
Jak z liczeniem okrążeń poradziły sobie osoby biegnące na 10 km... nie mam pojęcia.
Ale może o to chodzi- w końcu jak ktoś na wszelki wypadek przeleci 1 czy 2 więcej okrążeń- to co mu szkodzi, a zdrowszy będzie.
Ul. Ogarna. Mniej uczęszczana przez turystów a niesłusznie.Wyjątkowo piękny kawałek Gdańskiej starówki.
Mimo tych "siurprajzów" biegło mi się zwyczajnie fajnie. 
Trochę się zleniłam i rozgrzewkę olałam. Coś tam niby przebiegłam kawałek, jakieś przebieżki niby porobiłam, ale tak po prawdzie to niecałe w sumie 1,5 km rozgrzewki zrobionej na 2 razy w sporym odstępie czasu to tak... no co tu dużo mówić, ściema.
Na starcie dopadła mnie panika, puls prawie 140 i oczy na wierzchu. Ale jak już ruszyłam to z zachwytem stwierdziłam, że pierwszy raz w życiu to nie mnie wszyscy wyprzedzają hurtem, tylko  to ja całkiem sporo osób  mijam. Zrobiło mi się lżej.
"Lżej" wcale nie znaczy lekko.
Po pierwszych przetasowaniach zaraz za startem i na pierwszej pętli, właściwie nikt już mnie nie wyprzedził, a mnie się udało  jeszcze sporo osób przegonić.
Ale żeby nie było tak słodko, nie udało mi sie wyprzedzić 2 upatrzonych pod koniec osób. Leciały  cały czas  trochę przede mną i trzymały tempo jak na złość  przyśpieszając  na tych samych odcinkach co ja. Co się zaczaiłam i zebrałam w sobie, to oni też dodawali gazu jakby czuli moje zawistne oko na swoich plecach.
No i co tu ukrywać, zwycięzcy biegu zdublowali nasze stadko jakoś tak chyba na początku 3 lub 4 okrążenia. Wiem że to spora różnica czy na 3cim czy na 4tym, ale naprawdę nie mam pojęcia. Takie latanie w kółko dokumentnie dezorientuje.

Ubiegłam się całkiem  mocno, ale jak zwykle trochę pretensji do siebie mam, że można było może mocniej jeszcze ciut chociaż.
Nie ma jeszcze oficjalnych wyników,
ale gremlin mówi, że przebiegłam 5597 m w średnim tempie 05.08 przy średnim pulsie 169.

Jestem naprawdę zadowolona, bo szacowałam że będę biegła  w średnim tempie koło 5.20.
Tym bardziej jestem zadowolona, że  trasa  chyba nie należała do szybkich.
Wkurzały mnie i zwalniały ostre zakręty (biegliśmy po prostokącie), dokuczliwa była nawierzchnia. Na Długiej kamienne płyty, na Garbary i Powroźniczej gruby bruk tzw. kocie łby, najlepiej było na Ogarnej zwyczajnie asfaltowej.
Dodatkowym elementem mojego samozadowolenia jest fakt, że tłuczone dopiero od jakiś 2 tygodni bieganie na śródstopiu (rychło w czas się wzięłam, ale lepiej późno niż wcale) nie poszło w las  podczas tego biegu.
Bałam się, że w stresie, przy szybszym tempie i większym zmęczeniu wrócę do punktu wyjścia i będę biegła jak wcześniej. Pietą do przodu.. Ale nie, najwyraźniej pot i złość  które wylewam na co dzień  nie idą na marne. Ciało się układa, opornie ale po kawałku, po kawałku i coś może z tego będzie.
Oczywiście przy okazji wyszły inne problemy, ale o tym przy innej okazji.
I meta!
Na mecie dostałam medal i butelkę wody mineralnej którą natychmiast pochłonęłam.
W pakiecie startowym był jeszcze talon na posiłek, ale nie skorzystałam.
ZOO pobiegowe.  Ratler a zadowolony jak norka. :-)
Trochę  mina mi się skwasiła, jak  na szybko zliczyliśmy czas w jakim przybiegłam i wyszło nam że ... w 30 minut.
Nos mi się zwiesił na kwintę, nawet zażartowałam że to może błąd pomiaru.
Dopiero spokojniejsze przeliczenie + analiza zapisów gremlina uświadomiła nam, że to faktycznie coś nie tak policzyliśmy bo ani to nie było 30 minut ani 5 km.
Uff.
człowiek to ma tych stresów przez to bieganie. Osiwieć można.
:-)
Drepcę pozdrowić,
Ratlerek.

A kot mówi, że jakby wiedział pod jakim hasłem był bieg organizowany, to też by pobiegł dotknąć.
ALE!!! Jak zwykle!!! O sprawach ważnych NIKT go nie informuje i jak głupi został pilnować domu.

I przebiegli.






5 komentarzy:

  1. Tu ćwiartka teamu Bezkota - podobno zdobyłaś pierwsze miejsce w kategorii właściwej! Się pochwal się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, jeju, co za tempo! 5:08, no no no! Opłacało się biegać wolno, co? :-D Trzymałam kciuki w sobotę - mam nadzieję, że pomogły jakoś na tych kocich łbach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAAAA!
      Ty dawaj swoje zdjęcia i relację!

      JAK BYŁO?! Masz już oficjalne wyniki?


      Ja nadal nie mam.;/ Przyszedł tylko SMS od organizatora z nieoficjalnymi wynikami a w nim jakieś rzeczy których nie do końca rozumiem. :/

      P.S.
      POMOGŁY!!! :-D

      Usuń
    2. Oficjalne na stronie będą jutro :-). Teraz wiem tylko, co pokazał Gremlin, ale wiadomo, jak to jest.

      Świetne foty, tak w ogóle! I jaki Ratlerek szczęśliwy za metą! :-D

      Usuń
  3. No i super! Świetny czas i fajna relacja :) Jak zwykle zresztą!

    OdpowiedzUsuń