wtorek, 28 maja 2013

Na deszcz dla biegacza. Kotojoga z jogokotem.

Na początek drzemka relaksacyjna.
Deszcz, wiatr i ziąb skutecznie udowadniają mi, że nie jestem biegowym hardkorowcem.
No nie jestem, jest poziom samoudręczenia, którego nie zamierzam przekraczać i jest pogoda, na którą nawet psa by nie wygonił a co dopiero Ratlerka, pseudo biegaczkę pod którą podszywa się miejska paniusia przywykła do luksusów. Wodę tolerująca tylko taką ciepłą, z pachnąca pianką i w wannie.
Wyżej wymieniona kombinacja pogodowa powoduje, że za Chiny Ludowe nosa z domu nie wystawiam.
Ale dzień deszczowy, nie musi być dniem straconym.

Oto miły, prosty sposób jak połączyć przyjemne z pożytecznym, nie wystawiać nosa ani butów biegowych "nówki sztuki" na psią pogodę.
Potrzebujemy: trochę słabej silnej woli i tonę wyrzutów sumienia.
Bierzemy: skakankę, karimatę, laptoka, butelkę wina, i kota.
Rodzinie  uświadamiamy, że jak będzie zawracać głowę to jeść nie dostanie przez najbliższy tydzień.
Zamykamy się z ekwipunkiem  sam na sam i... miło spędzamy kilka jakże produktywnych godzin.
Start!
Najpierw poskakanie na skakance: 5-10 minut na rozgrzewkę.
Ja skaczę boso na kafelkach - nie znam się, ale dla mnie to świetne ćwiczenie  bardzo wzmacniające łydki - jak znalazł przyda się do kompletu z nowymi butami.
Potem już luz, nalewamy sobie winka, puszczamy muzykę, odpalamy laptoka i na spółkę z kotem najpierw ustalamy program ćwiczeń i po fazie relaksu, nieśpiesznie wykonujemy ze 2 sekwencje jogi z repertuaru Fiji MacAlpine.
Kot proponuje na początek sekwencję przeciwko kontuzjom:


Kot mówi, że skoro już poskakaliśmy na skakance i zrobiliśmy 1 sekwencję, to możemy sobie zaliczyć  powyższe jako bieganie i zrobić sekwencję po bieganiu.


Albo skoro biegać mamy zamiar... jutro. :))) To sekwencję "przed bieganiem" .


Nadgorliwcy mogą zrobić wszystkie trzy albo jakieś inne sobie wynaleźć, czy tam coś innego zupełnie pomachać.
Pamiętajmy o zasadzie - 1 sekwencja 1 kieliszek wina i sporo dyskusji z kotem. :)
Wino czerwone jest bardzo zdrowe, krwiotwórcze, działa odstresowująco no i jest smaczne a jak wiadomo należy dbać o zdrową dietę i swoje przyjemności. Bez tego to całe bieganie i tak nie będzie miało sensu, bo jaki sens jest uprawiać sport który nas stresuje? Żaden.

Skoro jesteśmy już rozciagnięte jak guma i odstresowane jak motylek na łące, warto wrzucić trochę siły biegowej i ćwiczeń modelujących.
Przysiady, relaks, winko, brzuszki, relaks, winko, wykroki, relaks, winko, relaks, relaks, relaks z kotem....

Mówię wam, aż chce się ćwiczyć, a zwłaszcza elementy kotojogi z jogokotem. :)

Biegiem pozdrawiam,
Ratlerek.

A kot mówi, że od tej jogi to go w ogonie strzyka. To pewnie z braku białka, bo winko dla mnie było a wołowinki dla niego nie!!!!

Natomiast mąż mówi, że widzi, że od tego całego biegania mamy z kotem nie tylko coraz lepsze figury, ale i coraz lepsze humory.


2 komentarze:

  1. Jak miło, że mąż się figurą kota zachwyca :-D.

    A Fiji znamy i ćwiczymy wraz :-). Acz nieustannie od lat rozwalają mnie te wstawki o spoglądaniu wgłąb siebie swym wewnętrznym okiem i tak dalej ;-). Ale taki to już urok jogowania chyba ;-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Kota należy doceniać, aby nie czuł się niekochany. ;)))

    Ja niestety z tych dinozurów, co mało językowo sprawne. Więc co ona gada to rozumiem 5/10te i fraza: wgłab się w siebie swoim wewnętrznym okiem, przekracza moje możliwości pojmowania.
    Pierwszy raz myślę, że jest jakiś plus tej mojej dysfunkcji.

    OdpowiedzUsuń