niedziela, 3 listopada 2013

Leśny blues.


Miałam w planie wysmażyć siarczystego wpisa, odnośnie jesiennego fenomenu jaki obserwuję na  fitblogach.
Moje ulubione i podglądane fitblogerki, ku mojemu przerażeniu tłumnie pakują biegowe buty i ciuchy na dna szaf, bo jesień, więc koniec sezonu na bieganie. Czas się żywcem zatrzasnąć na paczce, tudzież poprzestać na fikaniu w domu na dywanie. Bo zimno, wieje, pada i o zgrozo, zima idzie.
Budzi to niejaki dysonans w mojej głowie, bo z mojej perspektywy jeszcze tylko Bieg Niepodległości do zaliczenia, trochę luzu do Nowego Roku i czas się na serio biegowo ogarnąć. Rozpisać plany biegowe i rozpocząć nowy sezon biegowy, żeby wczesną wiosną powalić siebie i wszystkich, wydolnością konia i szybkością błyskawicy, mega ilością wybieganych kilometrów i kalendarzykiem startów pełniejszym niż taneczny karnecik królowej balu.
No co. Marzyć można a nawet trzeba. Bujanie w obłokach to integralna część treningu mentalnego.

W sumie to nie wiem co wszyscy mają z tą zimą. Nawet bracia słowianie, nasi byli sąsiedzi Rosjanie szaleją w tym temacie przepowiadając zimę stulecia.
A zima jak zima, jest przelotnie co roku i nie ma co z tego powodu jakoś szczególnie histeryzować. Szarość, mokrość i jakaś tam przelotna zimność trwa u nas 3/4 roku minimum i to lato jest stanem raczej nienaturalnym i ulotnym w naszym klimacie. Wystarczy mieć wiatrówkę z kapturem, ciepłą bluzę, parę biegowych kalesonków i  zimowe bieganie przestaje być straszne. 

Stety jak widać, albo nie mam predyspozycji na bycie hejterem, albo to ten las jesienny, cisza w nim i jesień do bólu już słowiańska, łagodzą moje obyczaje. Jesień już nie złota, już nie barwna. Prawdziwa swojska jesień nasza: monumentalna, poważna, święta jesień w lesie strzelistym jak katedra i poważnym jak cerkiew.


Wystarczy wbiec do lasu, skręcić z głównej drogi i  nie wiadomo, czy człowiek jeszcze tylko biegnie, czy już się żarliwie modli. Pod stopami szeleści monotonnie stare złoto liści jak żarliwie recytowana koronka. Nad głową strzelista kopuła z zaśniedziałego srebra pni unurzanych w siwym niebie.
Medytacja w ruchu przywraca proporcje.


Człowiek robi się mały, las robi się wielki. Pejzaż ze sztafażem.
Problemiki, wnerwiki, musiki i popierdułki śmiecące w głowie rozpływają się we mgle, w szeleście liści pod stopami, w mantrze powtarzalności spokojnego kroku długiego wybiegania. Leśny spokój i iście starocerkiewny w sercu blues, twardy słowiański wirus nie poddający się trendom. Oby jak najdłużej go  z nas coca colą ni "dzigubellsem"  nie dało się wypłukać. Biegajmy o to.


Wystarczy trochę szarości, trochę mgły, zapach mokrych liści i wrona niech zakracze z nieba. Wracam do korzeni. Akceptuję, że jest jak jest.  Monochromatycznie, błotniście, mokrawo i zima stulecia podobno idzie. Więc jak tu spakować buty do szafy i nie iść pobiegać aż do wiosny?

Szeleszcząc koronki po leśnych ścieżkach,
szeptem pozdrawiam.
Ratlerek

Kot ubawiony chichocze w kułak: Rosjanie zapowiadają zimę stulecia!
Oni lubią zimy stulecia, bo te na ogół wymrażają im parę niewygodnych problemów. Wymroziło wojska Napoleona, to może znów co wymrozi i będzie z głowy?
A kot, jak to Prawdziwy Kot i Polak, chichra się chichra, ale jak się spije to mruczy dumki po rosyjsku.



Jeszcze trochę bluesa z drugiego końca świata:  Tony Joe White

12 komentarzy:

  1. http://youtu.be/qbe9kY05_3M Witaj,w pięknych plenerach biegasz:)
    W załączniku piosenka ,która poprawia mi zawsze humor.Perlata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście! Ten młodzian jest tak radosny i uroczy, że dobry humor przyjdzie żeby nie wiem co!
      Dzięki , nigdy wcześniej nie natknęłam się na niego.

      A jak tam bieganie? Pisz coś na forum w swoim wątku, albo przyjdź do nas na Strefę Kobiet do wątku "Zaczynam z niczym" :-)

      Usuń
  2. Też mnie dziwi ten trend do kończenia sezonu biegowego, bo zima. A mnie się właśnie teraz biega dużo lepiej niż latem! No i trzeba teraz biegać, biegać, biegać, żeby bazę zbudować pod plan na wiosenne starty - wiadomo!

    I zazdroszczę tego lasu do biegania.... Oj, jak zazdroszczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Las mnie pożarł. Dosłownie. Na zdjęciach nie widać bo jednak mocno spłaszczają, ale ten las jest na morenach.
      Więc bez względu na pogodę (a u nas ciągle wieje czego nienawidzę!) wbiega się między moreny i po wietrze. Cały przelatuje górą. Wzgórza chronią i jest nie tylko pięknie, ale i komfortowo.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dzięki. :-)
      Zaglądam na Twojego bloga od jakiegoś czasu. Gratuluję ukończenia Triathlonu!

      Usuń
  4. Swoją drogą, gorsza pogoda weryfikuje modę na bieganie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie tam taka pogoda motywuje do działania i ruchem "wybijam" się z tej monotonni codzienności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie w sumie też. W lato było mi chyba nawet trudniej. Ciągle było mi za gorąco na bieganie, za duszno, w lesie cięły komary i zawsze miałam dylemat- iść biegać czy wziąć książkę i iść na plaże poleżeć i poczytać.

      Usuń
  6. dopóki nie jest mokro znoszę każdą temperaturę. wilgoć mnie zniechęca, choć mam stosowne akcesoria i bywało i w deszczu:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właściwie to jesień jest dla biegacza jedną z lepszych pór roku. Łatwiej jest się nie przegrzać. Choć oczywiście okoliczności przyrody nie nastrajają radośnie. Jednak mnie takie przerzedzenie na biegowych ścieżkach nie przeszkadza. Twardziele sami zostają :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zima jest najważniejszym okresem treningowym w roku. To właśnie w grudniu, styczniu i lutym budujemy formę na sezon. Tak jest w kolarstwie, ale zapewne również i w bieganiu.
    Osobiście mam już w tym roku zaliczonych wiele biegów na macie w domu. Dla mnie jest to do wytrzymania tylko, gdy włączę jakiś ciekawy film na DVD. :D
    Pierwsze śniegi już za nami, ale oby pogoda utrzymała się w miarę korzystna przynajmniej do stycznia.

    OdpowiedzUsuń